Gdy w marcu otwierano wystawę „Józef Chełmoński 1849–1914” w Muzeum Narodowym w Poznaniu, nikt nie spodziewał się, że stanie się ona jednym z najbardziej emocjonujących wydarzeń kulturalnych ostatnich lat. Nikt nie przewidział, że będzie to wystawa, która nie tylko poruszy znawców sztuki, ale również spowoduje rekord frekwencji, przyciągnie tysiące ludzi – mieszkańców, studentów, turystów, rodziny z dziećmi, a nawet osoby, które wcześniej nie interesowały się malarstwem.

Przeczytaj również: Czy nepotyzm rządzi Poznaniem? Gorzkie zarzuty pod adresem prezydenta Jacka Jaśkowiaka

Rekord frekwencji. Fenomen, który przerósł oczekiwania

Zainteresowanie było tak ogromne, że organizatorzy zdecydowali się przedłużyć ekspozycję. Tłumy odwiedzających nie malały z tygodnia na tydzień. Przez sale wystawowe przewinęło się ponad 120 tysięcy osób. Pracownicy muzeum wciąż analizują dane, by podać ostateczną liczbę, ale już teraz wiadomo – to absolutny rekord. Nigdy wcześniej w historii Muzeum Narodowego w Poznaniu żadna ekspozycja nie cieszyła się taką popularnością.

Nie tylko obrazy – spotkanie z życiem i duszą artysty

Wystawa nie była jedynie prezentacją znanych dzieł. To była opowieść o Józefie Chełmońskim – artyście głęboko zakorzenionym w polskiej naturze, tradycji i emocjach. Obok monumentalnych obrazów takich jak „Bociany”, „Skowronek” czy „Polowanie na głuszca” znalazły się także szkice, mniej znane prace, elementy życia prywatnego malarza. Każdy mógł znaleźć coś, co go poruszy – obraz dzieciństwa na wsi, niepokój burzy nad polami, zachwyt nad zwierzętami w ich naturalnym środowisku.

Kolejki, które mówiły więcej niż liczby

W ostatnich dniach trwania wystawy przed gmachem muzeum ustawiały się długie kolejki. Ludzie przychodzili godzinę przed otwarciem, a niektórzy stali nawet ponad 60 minut, by mieć szansę wejść. Padały pytania: „Czy jeszcze zdążę?” i „Czy będą wpuszczać po zamknięciu?”. Emocje sięgały zenitu. Dla wielu osób była to jedyna szansa, by zobaczyć dzieła Chełmońskiego z bliska, nie przez ekran czy w albumie, ale tak, jak artysta chciał – bezpośrednio, namacalnie, w całej ich kolorystycznej głębi i duchowej sile.

Co dalej po Chełmońskim?

Wystawa zakończyła się 13 lipca. Dla wielu był to dzień pełen wzruszeń, ale i żalu, że to już koniec. Z pewnością jej sukces stanie się punktem odniesienia dla przyszłych wydarzeń muzealnych. Muzeum Narodowe w Poznaniu pokazało, że można stworzyć coś, co nie tylko zachwyca, ale także jednoczy ludzi – niezależnie od wieku, poglądów czy znajomości sztuki.

Pozostaje pytanie – co dalej? Czy inny artysta zdoła wzbudzić równie silne emocje? Czy muzeum przygotuje kolejną ekspozycję, która przyciągnie tłumy i zapisze się w historii miasta równie mocno?

Jedno jest pewne – Józef Chełmoński, choć odszedł ponad sto lat temu, potrafił poruszyć współczesne serca. A Poznań na długo zapamięta to lato, w którym sztuka stała się najważniejszym wydarzeniem.